Widzieć sercem

 

            W listopadzie 2006 Grzegorz Kozłowski przysłał mi mailem roboczą wersję tłumaczenia książki Petera Heppa pt. „Świat w moich dłoniach”. Był to gorący okres wyborczej kampanii do rad miast. Ja również kandydowałam, więc byłam bardzo zajęta. Jednak lektura książki tak mnie wciągnęła, że wszystko inne zeszło na dalszy plan.

Książka w sposób przejmujący opowiada o losach wiejskiego chłopca, który urodził się głuchy. Dzięki staraniom rodziców i nauczycieli, Peter nauczył się mówić, kończy szkołę, zdobywa zawód i zaczyna pracę. Gdy wreszcie udaje mu się odnaleźć w życiu i odkryć swoją drogę, prawie całkowicie traci wzrok. Jest zrozpaczony; odsuwa się od świata w swój własny świat ciemności i ciszy, zamyka się
w poczuciu bezsilności i krzywdy, jest rozgoryczony, przejawy życzliwości bierze za współczucie
i litość. Po długich wahaniach decyduje się na wszczepienie implantu ślimakowego. Operacja nie przynosi oczekiwanych przez lekarzy rezultatów, lecz właśnie w szpitalu Peter poznaje Maitę. Dzięki jej miłości, pomocy przyjaciół oraz wierze w Boga, na nowo odkrywa sens życia.

Walorem książki jest nie tylko pokazanie wspaniałego człowieka, ale także konkretne i rzeczowe przedstawienie problemów osób z dysfunkcją wzroku i słuchu. Dowartościowuje również język migowy. Pomaga walczyć ze stereotypem, według którego ludzie niesłyszący znajdują się na niższym poziomie rozwoju, gdyż używają tak prymitywnego języka. Autor mówi o swoich rozterkach, trudnościach, porażkach, lecz także sukcesach i radości z pomagania innym.

            Gdy dowiedziałam się, że w grudniu 2008 Peter odwiedzi głuchoniewidomych uczestników laskowskich rekolekcji, wiedziałam, że muszę tam być, mimo iż w tym terminie mam zajęcia na studiach. Powodem przyjazdu Petera do Polski było wydanie polskiej wersji jego książki. Została ona wydana przez wydawnictwo Credo oraz, do bezpłatnej dystrybucji, przez poradnię PZG w Szczecinie. Poradnia wydała książkę także w brajlu.

Wyczekiwany gość dotarł do nas wieczorem 13. grudnia. Z każdym przywitał się osobiście, podając mu rękę. „Nadzieja leży w naszych rękach, cały czas jest między nami. Jeśli dwie osoby są razem, to wystarczający powód, by mieć nadzieję” – zaczął Peter. Opowiedział o swojej samotności i drodze do wiary. Gdy był już żonaty, jako pierwszy głuchoniewidomy został wyświęcony na diakona. Diakon może chrzcić, rozdawać komunię, udzielać ślubnego błogosławieństwa, prowadzić ceremonię pogrzebową. W Niemczech świeccy diakoni najczęściej udzielają chrztu. Mogą mieć żonę i dzieci. Peter zajmuje się głównie katechezą i duszpasterstwem. Jako pierwszy głuchoniewidomy diakon musiał pokonać wiele przeciwności. „Wierni czują się w mojej obecności dobrze. Czasami się boją
i wzruszają. Nie wszyscy akceptują to, że niepełnosprawny próbuje nieść pomoc pełnosprawnym.
W mojej parafii, gdzie wszyscy mnie znają, jestem w pełni akceptowany. Gdy pojawiam się gdzieś po raz pierwszy, muszę się liczyć z rezerwą. Przyzwyczaiłem się do tego, że nie muszę być przez wszystkich akceptowany. Głuchoniewidomi i niesłyszący w kontakcie ze mną nie mają żadnych oporów i lęków.”

            Peter miał prawo jazdy. Wraz z niesłyszącymi przyjaciółmi zwiedził kawał Europy. Był też
w Maroku. Mając dwadzieścia trzy lata, stopniowo zaczął tracić wzrok. Siedem lat później nie mógł się poruszać bez osoby towarzyszącej. „Czułem się jak bezradny, stary człowiek.” Przeżywał kryzysy, cierpiał na depresję, ale miał wspaniałych przyjaciół, którzy pomogli mu przez to przebrnąć. „Cierpię z powodu mojego kalectwa. Nie mogę słyszeć muzyki, widzieć kolorów. To Bóg obdarza mnie siłą, bym mógł sobie z tym cierpieniem poradzić. Mimo mojej głuchoślepoty, czuję się jak normalny człowiek. W tym widzę wielki dar Boży. Jeżeli jest się samemu, człowiek coraz bardziej się zamyka. Trzeba być otwartym na kontakty. Byłem nieufny w stosunku do ludzi, ale Bóg dał mi siłę do obcowania z nimi.”

            Peter pomaga żonie w domowych pracach. Robi zwłaszcza to, czego nie lubi robić Maita: sortowanie śmieci, pranie, rozkładanie suszarek, wieszanie odzieży, podlewanie roślin. Gdy dobrze widział, chętnie gotował i robił wypieki. Uważa, iż dzisiaj byłoby to dla niego za trudne ze względu na liczne składniki i konieczność zachowania proporcji. Gotuje tylko wtedy, gdy żona wyjeżdża na kilka dni. Ma dwuipół- i czteroletniego syna. Chętnie się z nimi bawi. Uczy dzieci języka migowego
i lormowania. Chłopcy biorą też tatę za rękę, prowadzą w dane miejsce i pokazują, o co chodzi. Peter stara się jak najwięcej do nich mówić, by nauczyli się rozumieć jego niewyraźną mowę. Gdy poznał Maitę, nie znała języka migowego. Początkowo widział na tyle, że mowę odczytywał z jej ust, ewentualnie pisali na kartkach. Przestało to jednak wystarczać i było denerwujące. Maita automatycznie nauczyła się języka migowego, a potem poszła na kurs.

            Peter wyjaśnia, że w przypadku osoby głuchoniewidomej jednorazowa pomoc nic nie daje i nie jest skuteczna. Jego zdaniem niemiecki system wspomagania osób, których stan zdrowia się pogorszył, nie jest wystarczający. Zaledwie 7% tych, którzy przed pogłębieniem się niepełnosprawności pracowali, pracuje później nadal lub się przekwalifikowuje. Osoby głuchoniewidome od urodzenia mają minimalne szanse na aktywność zawodową. Peter ocenia, że
w Niemczech tylko 1% z nich jest w jakiś sposób aktywnych. W Bawarii jest instytucja zajmująca się integracją głuchoniewidomych. W Niemczech jest ok. sześciu tysięcy młodych głuchoniewidomych. Starszych nikt nie policzył.

Peter założył seminarium dla asystentów. Kandydat musi być sprawny fizycznie i zrównoważony psychicznie. Nie może gwałtownie się poruszać. Musi mieć dużo cierpliwości i dobrze posługiwać się mową. Nie ma wymogów dotyczących wykształcenia. Pierwsze szkolenie asystentów odbyło się
w roku 2007. Było finansowane przez sponsorów. Obejmowało 80 godzin zajęć z różnymi specjalistami. Do tej pory kurs ukończyło trzydzieści osób. Docelowo zajęcia mają trwać 8 godzin dziennie przez cały rok. Jest jednak problem z pozyskaniem środków. Peter chciałby, by zawód asystenta głuchoniewidomych został wpisany na listę zawodów. „Dla głuchoniewidomego słowo asystent ma ogromne znaczenie. „Praca głuchoniewidomego nie jest możliwa bez asysty. W zajęciach biurowych niekoniecznie potrzebuję pomocy, ale wszystkie moje działania na zewnątrz wymagają asysty w stu procentach.”

Peter używa komputera z oprogramowaniem dla niewidomych. Na znanych trasach jest w stanie poruszać się samodzielnie. Laski używa też, chodząc z asystentką. Ma mało czasu na czytanie, lecz brajlowskie książki zawsze zabiera w podróż.

Komunikacja z Peterem była utrudniona ze względu na tłumaczenie. Nasze pytania i wypowiedzi tłumaczył na niemiecki pan Henryk Kompf, który przetłumaczył na polski jego książkę, następnie Almuth Kolb – asystentka Petera – lormowała mu pytania. Peter odpowiadał w języku migowym. Almuth przekładała to na niemiecki mówiony, a pan Henryk na polski. Mam wrażenie, że w gąszczu tłumaczeń część informacji ginęła po drodze. Pewnie również z tego powodu niektóre odpowiedzi Petera nie do końca były zbieżne z zadanym pytaniem. Mimo to spotkanie z Peterem dla uczestników rekolekcji było ogromnym przeżyciem. Jest on bardzo ciepłym człowiekiem głębokiej wiary. Gdy podczas niedzielnej mszy udzielał komunii, ustawiła się do niego długa kolejka. Hostię kładł każdemu na dłoni. Był oblegany także w czasie dzielenia się opłatkiem. Zwracając się do nas, używał prostych, lecz bardzo głęboko zapadających w serce słów: „Modlitwa daje odwagę i nadzieję. Pan Bóg nie potrzebuje perfekcjonizmu. Jezus jest chroniony przez Józefa i Maryję. Także żaden człowiek nie może żyć bez ochrony. Każdy potrzebuje ochrony innych ludzi. Tak samo jest z asystą. Żaden człowiek nie może wszystkiego sam osiągnąć i zrobić. Każdy potrzebuje wsparcia. Z pomocą innych można wiele zrobić i wiele osiągnąć. Każdy człowiek otrzymuje pomoc i asystę innych ludzi”. Peter zostawił nam na pamiątkę drewnianego anioła z gwiazdą betlejemską, natomiast Grzegorz wręczył mu świecę.

            W poniedziałek Peter odwiedził warszawską szkołę dla niesłyszących. Spotkanie rozpoczęło się od projekcji filmu o jego życiu. Niestety zabrakło czasu na zadawanie pytań, ale Peter przekazał młodzieży bardzo ważne przesłanie: „Dla niesłyszących język migowy jest jak muzyka. Kształty przechodzą przez moje ręce do serca. Głuchoniewidomi mają mowę serca. Tylko miękkie serce może rozkwitnąć, rozbłysnąć. Jeżeli ciągle myślę, że chciałbym słyszeć, moje serce kamienieje. Wtedy człowiek jest skurczony, nie ma w nim brzmienia, muzyki. Jeżeli zaakceptuje się niepełnosprawność, życie staje się o wiele lżejsze. Bez przyjaźni nie ma żadnej nadziei. Trzeba mieć dużo siły, odwagi, zaufania, zawierzenia. To ludzie dodają nam sił”.

            W Warszawie Peter spotkał się jeszcze z niewidomymi, głuchoniewidomymi oraz studentami Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Następnie pojechał do Szczecina. Miał okazję zapoznać się z działalnością tamtejszego Ośrodka Rehabilitacji i Diagnozy dla Dzieci i Młodzieży z Wadami Słuchu. Dzięki działaniom doktora Andrzeja Stecewicza, dyrektora tej placówki, książka Petera ukazała się także w wersji brajlowskiej. Miał też spotkanie autorskie w hotelu Neptun. Wzięli
w nim udział przedstawiciele władz miasta i lokalna telewizja. W sumie przybyło ok. dwustu osób.

            Wizyta Petera w Polsce była wielkim przeżyciem dla obu stron. Na długo pozostanie w mojej pamięci. Peter wyraził gotowość ponownego przyjazdu do naszego kraju.

            Peter nie walczy z głuchoślepotą, lecz walczy o to, by pomimo niej normalnie żyć. Z wiary czerpie energię do wspierania innych i niesienia im pomocy. Pokazuje nam, że akceptacja nie jest synonimem bierności i rezygnacji. Zaakceptować, to powiedzieć „tak”, przekroczyć swoje rozżalenie, bunt i gniew, przyjmując rzeczywistość taką, jaką jest. Tylko wtedy nienawiść udaje się przemienić
w miłość, a bezradność - w aktywne działanie i pomoc innym, którzy jeszcze bardziej jej potrzebują.

 

Dłonie i Słowo, styczeń-marzec 2009